Łukasz Majewski

Piosenka na koniec roku

Szybowiec mych myśli przestworza przecina,
Tak, aby horyzont pod siebie naginać,
Bo wśród linii ziemi żadna nie jest prosta,
A staram się na niej najdłużej pozostać.
Więc niebo zadręczam mych snów pytaniami,
Lecz ptaków klucz nie jest wytrychem, lecz drzwiami,
Za których skrzydłami odpowiedź mnie czeka,
Że życie związane jest z myślą człowieka.

Bo lepiej zrozumieć, co znaleźć się pragnie
Niż oczy przecierać, gdy spada się nagle.
Na tyle więc z wiatru korzystać się staram,
Na ile rozsądku hamuje mnie balast.

I płynie mój statek, aż szczęście się ziści,
Na przekór raf starych, niezmiennych korzyści,
Co ukryć potrafią w niebieskich odmętach
Rozkoszy jęk syren, co krzywdę pamięta
Wyrytą w sumieniu jak ja marynarzy,
Którzy port opuszczając, nie wiedzą, że zdarzy
Się więcej niż zwykłe uczucie znieść może
W objęciach do zdrady przyuczanych stworzeń.

Bo lepiej na żaglach do domu przypłynąć,
Niż wrakiem dryfować ku marzeń krainom.
Więc statek mój muska tylko tyle wody,
Ile mieści wanna od dna, aż do brody.

Rakieta mych pragnień ku gwiazdom się zbliża,
Tak, aby przypadkiem im nie naubliżać.
Dosięgnąć więc mogę jedynie rejonów,
Do których piechotą dojść mogę od domu.
A dom mój na ziemi - na razie przynajmniej,
Umowa zawarta jest jak przy wynajmie,
Więc płacę za wszystkie uczynki i słowa,
Te, których pod łóżkiem nie uda się schować.

Bo co można zrobić, gdy wpływu się nie ma
Na proste zasady swojego istnienia,
Niż tylko na chwilę móc zamknąć oczy,
Bezmiarem kosmosu siebie otoczyć.

Mój wóz się przetacza po ziemi zawzięcie.
Po bandzie, na którymś kolejnym zakręcie.
Na nerwy w chłodnicy wciąż wody brakuje
I układ sumienia już tak nie hamuje,
A drążek współczucia też czasem się zatnie
I duszy lusterko pod nogi gdzieś spadnie,
By mieć więcej siły więc biegi przerzucam,
Na tyle, by prędkość wytrzymały płuca.

Bo lepiej jest dopchać do celu swe auto,
Niż w polu pozostać, pytając, czy warto.
Więc dopóki pompa krew w żyły mi toczy
Unikać wciąż będę nieznanych poboczy.